Wydaje się, że cała okolica jest pusta, jakby wymarła. Ciszy nie mąci żaden ruch. Nawet rośliny, porastające dno zbiornika kołyszą się bezszelestnie z delikatną falą. Widoczność utrudnia jej wszechobecna woda, choć pociesza się, że ma oczy są przystosowane do widzenia w zbiorniku. Zresztą nie ma wyjścia – musi poruszać się, żeby znaleźć jedzenie. Wiec delikatnie przesuwa się naprzód, starając się wyczuć niedużym pyszczkiem, czy na mijanych powierzchniach znajdują się glony, które mogłaby zeskrobać.

[tekst napisany dla MCN Cogiteon; tu w wersji oryginalnej, do której czujemy sentyment ogromny :)]

Wydaje się, że cała okolica jest pusta, jakby wymarła. Ciszy nie mąci żaden ruch. Nawet rośliny, porastające dno zbiornika kołyszą się bezszelestnie z delikatną falą. Widoczność utrudnia jej wszechobecna woda, choć pociesza się, że ma oczy są przystosowane do widzenia w zbiorniku. Zresztą nie ma wyjścia – musi poruszać się, żeby znaleźć jedzenie. Wiec delikatnie przesuwa się naprzód, starając się wyczuć niedużym pyszczkiem, czy na mijanych powierzchniach znajdują się glony, które mogłaby zeskrobać.

Nagle blokada. COŚ – jakby ogromne szczypce – w ułamku sekundy złapało ją tuż za głową. Przerażona próbuje rozpaczliwymi spazmami całego ciała wyrwać się, ale gigantyczna pęseta zaciska się na niej coraz mocniej i pewniej. W końcu szybkie ukłucie i wstrzyknięcie obezwładniającego płynu, powoli rozpuszcza to, co jeszcze przed chwilą było młodym, niedoświadczonym organizmem.

Brzmi jak początek horroru z tajemniczymi potworami? Nic bardziej mylnego. To codzienność ekosystemów wodnych, zamieszkanych przez dziesiątki, często dla nas nieznanych i tajemniczych stworzeń. Część z nich to owady i to właśnie jeden z nich, a konkretnie larwa chrząszcza pływaka żółtobrzeżka (Dytiscus marginalis) zgotowała tak epicki koniec, nieświadomej otaczających jej niebezpieczeństw kijance. Pomyślicie – owady zjadające kręgowce? – to niemożliwe! A jednak.

Zarówno dorosłe chrząszcze pływaki, jak i ich żarłoczne dzieci, są mistrzami polowań i nie gardzą ofiarami większymi od siebie. Kijanki, małe ryby oraz inne owady, to ich stały składnik menu. Czym jest i jak wygląda to dziecko żółtobrzeżka?

To drapieżna larwa typu kampodealnego, czyli taka, która ma 3 pary odnóży i sprawnie się porusza. W wodzie często zawisa z odwłokiem charakterystycznie uniesionym do góry i tak czai się na swoją ofiarę. Polować zaczyna praktycznie zaraz po wylęgnięciu się z jaja, a z każdym linieniem znacząco się powiększa, osiągając ostatecznie ok. 5-6 cm długości (czyli jak mały palec u ręki dorosłego człowieka).

Jej charakterystyczne, przypominające szczypce żuwaczki są wydrążone w środku i działają jak śmiercionośne strzykawki. Po złapaniu ofiary larwa wstrzykuje jej nimi trujące soki trawienne, które jednocześnie szybko obezwładniają ofiarę i rozpuszczają jej ciało od środka. A po tym jak zawartość zostanie wyssana, ofiara (a właściwie to co z niej zostało) jest odrzucana. Brrrr…

Ale larwy żółtobrzeżków to nie jedyne kłujące stwory w tej wodnej krainie. Należy do nich wiele pluskwiaków wodnych, czyli tak jak nazwa wskazuje – dalekich krewnych krwiopijnej pluskwy. Niektóre z nich, wbrew źle kojarzącym się koligacjom, są zaskakująco urodziwe, np. pluskolec grzbietopławek (Notonecta glauca).

Ale nie dajcie się zwieść jego pięknym, ogromnym oczom. Na spodzie ciała ukrywa podłużny ryjek, zwany kłujką, od którego przypuszczalnie pochodzi słowo „kolec” w jego polskiej nazwie. A skojarzenie z kolcem jest całkiem słuszne, ponieważ służy on do wkłuwania się w ciało ofiary. Za wkłuciem podąża wpuszczenie jadu, którego moc zdziwiła już niejednego ludzkiego śmiałka, który próbował pluskolca złapać ręką. Podobno spotkanie z grzbietopławkiem jest dużo bardziej bolesne od użądlenia pszczoły i pozostawia rzeczoną rękę w odrętwieniu przez dobę. Tym bardziej jad ten nie daje szans relatywnie małej ofierze pluskolca, która – podobnie jak w przypadku łupów larwy żółtobrzeżka – jest najpierw obezwładniana, a potem trawiona.

Kolejnym owadzim wampirem jest bliska kuzynka pluskolca, czyli płoszczyca (Nepa cinerea). Jej spłaszczone całkowicie grzbieto-brzusznie ciało, przypomina zbrązowiały listek. Nic więc dziwnego, ze płoszczycę spotkamy najczęściej chodzącą po dnie, wśród opadłych do zbiornika liści. Jej angielska nazwa „skorpion wodny” doskonale oddaje jej wygląd. Pierwsza charakterystyczna para odnóży krocznych przypomina scyzoryki i jest dość masywna – stąd skojarzenie ze skorpionem. I choć kłujka płoszczycy nie jest, aż tak długa jak u pluskolca, ona również jest bezlitosnym drapieżnikiem wysysającym swe ofiary. I ponownie – kijanki czy małe rybki, nie należą tu do rzadkości.

A jeśli znudziło się Wam wysysanie, znajdziemy także w wodzie amatorów gryzienia. Larwy ważek uchodzą za jednych z najskuteczniejszych myśliwych w swoim środowisku. Jak na owadzie standardy, mogą funkcjonować w stanie nimfy (czyli zanim się przeobrażą) dość długo, bo nawet do 5 lat (zależy to od gatunku). Najczęściej poruszają się po dnie zbiornika, albo czatują zagrzebane w piaszczysto-mulistym dnie. Ale pozorny brak energii zupełnie znika w momencie polowania na przepływającą obok ofiarę. Choć jej rozmiar jest często mniejszy niż u pływaków czy pluskwiaków (ofiary larw ważek to raczej inne bezkręgowce), narzędzia do ich zdobywania są zaiste imponujące.

Dolna warga tych stworzeń przekształcona jest w ruchomą maskę, czyli narząd do chwytania i transportowania ofiary do otworu gębowego. W momencie ataku jest ona gwałtownie wyrzucana w kierunku ofiary, a chwycona zdobycz przytrzymywana jest pazurkami, znajdującymi się na głaszczkach. Jakby tego było mało, niektóre maski (np. u szklarników; rodzaj Cordulegster) są wyposażone w duże, nierówne zęby. Biada temu, kto znajdzie się w ich uścisku.I co, zgadzacie się po tym przeglądzie, że bezkręgowe drapieżniki wodne i ich taktyki łowieckie, mogą być inspiracją do wielu filmów grozy? Na szczęście w rzeczywistości (przynajmniej z naszej ludzkiej perspektywy 😉) to jedynie mali i bardzo pożyteczni strażnicy równowagi w ekosystemach wodnych. Jak wszystkie drapieżniki, kontrolują ilość osobników w innych grupach troficznych, same są też pokarmem, głównie dla ryb. Poza tym człowiek zupełnie nie leży w ich sferze zainteresowań, także aby się z nimi spotkać, musimy się zwykle dość mocno postarać. Nie zmienia to faktu, że są fascynujące, (żeby nie powiedzieć chimeryczne) i warto mieć świadomość tej okrutnej walki, która codziennie toczy się w jeziorach i rzekach, niespełna pod naszymi stopami.

To co, miłego weekendu nad wodą 😊

Tekst: Magdalena Jarzębowska

Zdjęcia: Grzegorz Tończyk